Czuję zaduch, przywieram żebrami do desek; jeszcze ostatni oddech, światła na lekarstwo. Między mieszkami gnieżdżą nieproszeni goście. Byle nie zasnąć, byle przetrwać. Bardzo zimno.
Może lepiej, że w tłoku, cieplej, ale nogi już nie czują podłoża, smród rozdziera nozdrza. Słyszę wrzawę i nie wiem, czy blisko do celu. Nic nie mówią, poprzedni przystanek za nami.
Wcześniej, stojąc najbliżej, napiłam się wody. Zwalniamy, widzę lampy, ostre światła, słychać muzykę na peronie. Przy tym powitaniu mróz znaczy tatuaże na zsiniałej skórze.
W A G O N Y
OdpowiedzUsuńCzuję zaduch, przywieram żebrami do desek;
jeszcze ostatni oddech, światła na lekarstwo.
Między mieszkami gnieżdżą nieproszeni goście.
Byle nie zasnąć, byle przetrwać. Bardzo zimno.
Może lepiej, że w tłoku, cieplej, ale nogi
już nie czują podłoża, smród rozdziera nozdrza.
Słyszę wrzawę i nie wiem, czy blisko do celu.
Nic nie mówią, poprzedni przystanek za nami.
Wcześniej, stojąc najbliżej, napiłam się wody.
Zwalniamy, widzę lampy, ostre światła, słychać
muzykę na peronie. Przy tym powitaniu
mróz znaczy tatuaże na zsiniałej skórze.
/E. W-L/